Wydarzenia


Ekipa forum
Login:

Hasło:


KP EDYTOR
AutorWiadomość
KP EDYTOR [odnośnik]Sob 08 Sty 2022, 14:57

Zechariah „Zachary” Azhar Shafiq

Data urodzenia: 17 marca 1932
Nazwisko matki: Shafiq
Miejsce zamieszkania: posiadłość rodu na terenie Wielkiej Brytanii
Czystość krwi: czysta szlachetna
Status majątkowy: bogaty
Zawód: Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych
Wzrost: 181 cm
Waga: 82 kg
Kolor włosów: czarne
Kolor oczu: błękitnoszare
Znaki szczególne: egzotyczna uroda, rodowa biżuteria na dłoniach, długie szale osłaniające szyję i głowę na podobieństwo turbanu, blizna po rozszczepieniu na lewym ramieniu, blizny po Lamino Glacio na plecach, podłużna blizna w okolicy podbrzusza


W moich żyłach – prócz krwi – płynie piasek Doliny Królów.


Nigdy nie dowiedział się, dlaczego ojciec i matka powrócili do rodzinnego Kairu, gdzie Zechariah przyszedł na świat, porzucając Londyn, Wielką Brytanię oraz Wyspę Man. Nigdy też nie poznał prawdy, skąd nadano mu imię niemal nieobecne w ich rodzinie i niemające nic wspólnego z egipskimi korzeniami. Jako najmłodszy z ich trójki, oddalony dość dużą różnicą wieku, nie miał tego wszystkiego, co otrzymali starsi bracia. Nie otrzymał czasu, który mógłby spędzić z ojcem. Czymkolwiek zajmował się poza krajem faraonów, było to dalekie od niewielkiego pojęcia dziecka. Mimo to na każdym kroku przypominano mu o oczekiwaniach, o obowiązkach płynących z bycia Shafiqiem, o dumie i sile rodzinnej więzi, którą między sobą pielęgnowali. Rozumiał jedynie ostatni z tych aspektów i to dopiero w chwili, gdy kilka lat później na świat przyszły dwie młodsze siostry, z którymi miał szansę przebywać; bawić się, wspólnie spędzać czas na beztroskich chwilach płynących z dzieciństwa samego w sobie. Było tego jednak naprawdę niewiele i z biegiem lat stanowiło jedynie kruche wspomnienia, do których już nie wracał albo i nie potrafił poprawnie odtworzyć, wciąż mając przed oczami słowa dziadka sprawującego nad Zechariahem wręcz wyłączną opiekę. Przynajmniej do pewnego stopnia, wszak nie obyło się bez szeregu guwernantów, niań i nauczycieli – Jaffer na każdym kroku dbał, aby najmłodszy wnuk wniósł do życia Shafiqów coś więcej niż tylko godność i tytuły płynące z nazwiska. To on wykreował dla niego ścieżkę uzdrowiciela. To on przygotowywał go do stawiania pierwszych samodzielnych kroków w prawdziwym świecie i zachowywał przy tym surowość ojca, o której jedynie pobieżnie słyszał z ust braci. Zechariah spokojnie mógł stwierdzić, że wychowanie odebrane z rąk dziadka trzymało się znacznie twardszych zasad, nie odstępując od planu dnia ani na krok.


Pierwsze samodzielne kroki w gorących piaskach pustyni nadeszły wcześnie, bardzo wcześnie, i w dużej mierze ukształtowały to, w jaki sposób postrzegał otaczający go świat. Szybko pojął sztukę pisania, czytania i liczenia. Zdania w ojczystym arabskim składał powoli i spokojnie. Od samego początku wpojono mu przykładne staranie się o to, jak brzmiał, a brzmieć miał tak, jakby rzeczywistość go nie wzruszała. Coś, co dla dziecka wydawało się niemożliwe do osiągnięcia i w istocie takie byłoby, gdyby nie to, że Zechariah nie był wystawiany do towarzystwa dostatecznie często. Wystarczyło, by pojął zdania składane ze słów, słowa z litera, aby kolejne nauki stały się znacznie trudniejsze i wymagające. Już jako kilkulatek zapoznawał się z podstawami sztuk uzdrowicielskich pod okiem Jaffera, mając naprawdę niewiele czasu wolnego. Nikt przy tym nie zająknął się, że magiczne zdolności Zechariaha jeszcze się nie ujawniły. Nikt też nie wiedział, że nosił w sobie nieaktywny gen dotyku Meduzy. Wszystkie odbierane lekcje miały uczynić z niego czarodzieja godnego i spełniającego wszelkie wyśrubowane oczekiwania. Za dobre sprawowanie dostał pisklę, które w przyszłości miało przenosić jego listy. Ammun; raróg odchowany w ptaszarni posiadłości w Kairze, wyszkolony nie tylko do swojego podstawowego zadania, lecz nauczony także posłuszeństwa i wierności swojemu panu.

Talent magiczny Zechariaha obudził się dość późno, lecz nikt nie był w stanie wyjaśnić, dlaczego tak się stało. Jako dziecko spokojne, pozbawione rozpraszających bodźców i skupione na nauce, spełniał wszelkie przesłanki, aby w emocjach ujawnić swoją moc. Nieustanna presja, którą nad nim utrzymywano, wywierała jednak zupełnie inne działanie. Otoczenie ksiąg, papirusów, starych zwoi działało uspokajająco, a to właśnie pośród nich magia okazała się najłatwiejsza; szczególnie pośród starych zielników, z których pod wpływem dziecięcej mocy unosiły się żywe zapachy ziół i kwiatów, a model ludzkiego szkieletu po drugiej stronie stołu wykonywał swoje własne odruchy jak żywy. Wtedy też, ale i z biegiem lat, na zwykle obojętnej i stonowanej twarzy Zechariaha pojawiał się nikły zalążek uśmiechu i zadowolenia, który nie mógł mieć miejsca, gdy pojawiał się w obcym otoczeniu.

Będąc starszym dzieckiem, w towarzystwie dziadka bądź wyznaczonego mu opiekuna, po raz pierwszy zaczął opuszczać mury posiadłości w Kairze. Trzymany na duży dystans nie tylko od biedoty i pospólstwa, ale i większości wyżej urodzonych, odwiedzał jedynie renomowane lecznice. W doskonałym planie dnia dziadka nie było miejsca na spóźnienie. Kwadrans na zjedzenie lekkiego śniadania po porannych lekcjach pływania i jazdy konnej, docierał bezpiecznie do miejsca dalszych nauk mających uczynić go uzdrowicielem. Nie buntował się w żaden sposób – nie wiedział, co to oznaczało ani jak to uczynić. Każdego poranka przypominano mu o tym, jak miał się zachowywać i nie okazywać zbędnych emocji. Pilnie patrzeć, obserwować. Uczyć się z praktyki prawdziwych uzdrowicieli, którzy lękali się wpływów i siły Shafiqów, by odmówić dziecku oglądania pierwszych drastycznych, czasami wręcz tragicznych obrazów, które skruszyły twardą skorupę budowaną przez pierwszych kilka lat życia. Ten jeden z niewielu razy, kiedy nie wiedział, jak miał się zachować ani co powiedzieć. Obraz widziany w lecznicy powracał do niego głównie we snach, przez które nie wysypiał się i stawał nieco kapryśny czy markotny, a spokój myśli przynosiło uporczywe wertowanie atlasów anatomicznych będących kopią zbiorów biblioteki w Aleksandrii i nazywanie kolejnych kości, mięśni i organów. Rozchwiany, pozbawiony wewnętrznej równowagi nie opuszczał pokoju. Kurtuazyjnie pojawiał się na wspólnych posiłkach i dobrowolnie wracał do nauki nawet wtedy, gdy kazano mu odpoczywać. Ślęczenie nad tymi samymi tytułami nie rozwijało go, tego zdołał dowiedzieć się, gdy wysłano go w pierwszą podróż do Wielkiej Brytanii. Do ojca.


Powody wizyty Wyspy Man i krewnych zamieszkujących angielskie ziemie nie były mu znane. Nigdy też nie pytał o motywy ojca – wiedział, że chciał go zobaczyć i zapewne ocenić, czy twarde zasady dziadka przynosiły oczekiwane rezultaty. Później odprawił go do jednej z komnat i przysłał ciotkę Fathme, o której Zechariah słyszał jedynie plotki. Zajmowała się nim, a przede wszystkim uczyła angielskiego i opowiadała o zwyczajach Anglików, o kupnie różdżki po ukończeniu jedenastu lat i pójściu do Hogwartu. Nie zadawał wiele pytań. Był ciekaw tej całej historii, lokalnej ludności postępującej wedle zasad i tradycji tak odmiennych od egipskich, lecz nie na tyle zdeterminowany, aby poznawać je tu i teraz. Wizyta u ojca była dla Zechariaha ważna, choć świadomie się do tego nie przyznawał. Czuł, że w pewien sposób tracił czas, będąc z dala od domu i codziennych zajęć, że tak naprawdę Thamir Shafiq ledwie przywitał go na Wyspie i nie zapytał go o nic. Odpowiedzi na swoje pytania zapewne miał w pękach listów oraz tubach zawierających poufne dokumenty, a powoli dorastający i nad wyraz dojrzały chłopiec nie stanowił źródła zainteresowania. Tym bardziej zdziwił się, kiedy ojciec zabrał go do Londynu, do sklepu Ollivanderów. Nazwisko, o którym wspomniała ciotka, przywołał łatwo i podejrzewał, co na niego czekało. Jednocześnie kiełkowała obawa, iż ojciec zechce posłać go do Hogwartu, choć nie była to ani pora, ani miejsce.


Wejście w posiadanie różdżki, czy też essy, jak wybrzmiewała nazwa w ojczystym języku, było istotnym krokiem ku samodzielności; jedynie pozornym. Otrzymany prezent, zgodnie ze słowami ciotki, był dowodem uznania ze strony ojca, a powrót do Egiptu wydawał się znacznie przyjemniejszy i otwierający przed Zechariahem nowe możliwości. Mogąc czarować był w stanie osiągnąć wiele, lecz spotkał się z wyjątkowym rozminięciem oczekiwań i rzeczywistości. Ledwie zdołał zsiąść ze statku, kiedy różdżka została odebrana przez Jaffera pod pretekstem oględzin i zbadania jej przez miejscowych różdżkarzy. Cokolwiek to znaczyło, nie zaprzątało głowy chłopca, którego postawiono przed szeregiem zupełnie nowych zasad. Wszystkie wiązały się z używaniem magii, ze wstrzemięźliwością i pochopnym reagowaniu na otoczenie. Tym samym wszelkie lekcje, które przez całe lata odbywał, uległy ogromnym zmianom. Podsuwane pod nos księgi i zwoje traktowały o magii praktycznej; solidne podstawy w rzucaniu najprostszych czarów pod opieką zupełnie nowych nauczycieli. Jeszcze więcej teorii, historii i poznawania tajników tych dziedzin, które poszerzały wiedzę przyszłego uzdrowiciela. Wrócił do jazdy konnej, podjął pierwsze zajęcia na dywanie, jednak nie wkładał w nie tyle wysiłku, ile w chęć rzucenia któregoś z zaklęć leczniczych czy samodzielnego zdiagnozowania pacjenta. Ale i tego nie otrzymał na przestrzeni lat. Miał pozostawać biernym obserwatorem, nabywać wiedzę, ale i to z czasem stało się na tyle wtórne, że Zechariah nie interesował się krokami podejmowanymi w lecznicach, w których praktykował. Zamiast tego wertował stare zwoje i pogłębiał wiedzę w innym zakresie, nieustannie powtarzając, że wszystko, co mu pokazywano zrozumiał i samo obserwowanie było ułudą. Wtedy też częstotliwość wizyt uległa zmniejszeniu. Dużo czasu Zechariah spędzał przy poznawaniu tajników zatruć eliksirami i roślinami, w których odnalazł coś nowego. Wprawdzie nie pomogło mu to stać się wybitnym alchemikiem i jedynie od czasu do czasu był w stanie coś uwarzyć, to czuł się znacznie pewniej w kwestii przygotowywania maści, naparów i odwarów, które pomagały na różnego rodzaju zatrucia. Każdą recepturę głęboko analizował, właściwości użytych składników rozkładał na mniejsze czynniki, nim podejmował się jej stworzenia. Nie mógłby jej z resztą użyć na kimkolwiek, więc tworzenie jakichkolwiek zapasów mijało się z celem i finalnie przygotowywał kadzidła, których opary unosiły się w gorącej komnacie przez całe godziny.

W miarę jak Zechariah był coraz starszy, plan dnia i sztywne wychowanie dziadka uległy rozluźnieniu. Studiowanie teorii stanowiło nikłą część w porównaniu do praktyki, którą przed nim postawiono. Nie wiedział, jak to się stało, ale był wdzięczny za możliwość bycia wysłuchanym, za danie szansy w rzucaniu choćby najprostszych zaklęć, a te przecież w dziedzinie zatruć zdarzały się raczej rzadko. Każdą taką okazję wykorzystywał skrupulatnie, nie chcąc przegapić niczego, lecz i te wizyty stały się z czasem coraz rzadsze, a Zechariah powoli zbliżał się do osiągnięcia dorosłości, o której nie myślał zbyt wiele. Chwilami odnosił wrażenie, że taką rolę pełnił od dłuższego czasu, posłusznie wypełniając wolę rodziny, ucząc się tych wszystkich rzeczy, które prowadziły go do wybranej mu ścieżki uzdrowiciela. Izolacja, swego rodzaju samotność, docierała świadomie. Nie czuł wielkiej straty z tego powodu. Zdawał sobie sprawę, że mógł resztę życia spędzić samotnie i nie pchał się w towarzystwo, choć i tego od niego oczekiwano. Pierwsze wieczory, kolacje, przyjęcia, spotkania w ramach wydarzeń towarzyskich, wyścigów czy polowań, przechodził dość intensywnie, nie mogąc przyzwyczaić się do tego, jak wiele osób interesowało się nim. Być może wyolbrzymiał to wszystko, ale nie potrafił pozbyć się wrażenia, że obserwowano każdy jego krok. Wyuczony przez dziadka, utrzymywał stosowny dystans. Nie pozwalał zbliżać się do siebie. Sam wyznaczał granice, postępując zgodnie z regułami i powoli odnajdywał się w tym lepiej, czuł się swobodniej, wiedząc, że w jakiś sposób należał do społeczności. A później wszystko się zmieniło.



Ukończenie szesnastu lat zmieniło wszystko. Nie wierzył, by była to sztywna granica wyznaczona przez społeczeństwo. List, który otrzymał od ojca jasno i wyraźnie mówił, że oczekiwano od niego całkowitej zmiany oraz przeniesienia się na angielskie ziemie, na Wyspę odizolowaną od reszty brytyjskiego lądu tak jak i Shafiqowie pozostawali na uboczu w politycznych grach Anglików. Nim się spostrzegł był na statku wraz z całym swoim dobytkiem i sporo czasu poświęcił na analizowanie sytuacji, na rozważaniu wszelkich za i przeciw, nie mając najmniejszego pojęcia, że ktoś taki jak Zechariah nie istniał w świadomości Brytyjczyków. Jego miejsce zajął Zachary, a przyjęcie nowego imienia nie obyło się bez długiej i żmudnej walki z samym sobą. Zgadzając się na to, w pewien sposób odrzucał i zaprzeczał wszystkim naukom, które otrzymał. Z drugiej strony, domyślał się, że przedstawienie się w ten sposób stanowiło czystą kartę i chroniło go przed odarciem z tajemnic. Tak przynajmniej wyjaśnił mu ojciec, kiedy wreszcie postawił stopę na wyspie będącej mu od tej chwili domem. Akceptacja tego stanu przyszła z trudem. Oswojenie zajęło sporo czasu, a trudności w tym doświadczył także podczas swojego pierwszego Sabatu. Choć miał dość czasu na zapoznanie się z tym, co działo się w Europie i samej Wielkiej Brytanii, to długo nie potrafił poruszać się swobodnie. Dlatego większość wieczoru spędził na trzymaniu się na uboczu i unikaniu przesadnych konwersacji, zapominając, że winien przedstawiać się nowym imieniem. Drobna pomyłka, faux pas, na które najwyraźniej nie zwrócił uwagi nikt poza ojcem i ciotką. Cały wieczór mieli na niego oko, co do tego był pewien. Szczególnie odczuł to podczas wdania się w uprzejmą konwersację odnośnie lokalnego miejsca zwanym szpitalem Świętego Munga i jego możliwościami. Uważnie chłonął wszelkie słowa na ten temat i tylko to stanowiło prawdziwe zainteresowanie Zachary'ego przez resztę wieczoru, by parę tygodni później dostać potwierdzenie dostania się na staż. Nie mając wiedzy o tym, w jaki sposób grały arystokratyczne rody Anglii, nie zastanawiał się nad tym, jak to się udało. Dopiero z czasem zrozumiał, że wszystko było grą, a Zachary podążał i działał dokładnie tak, jak oczekiwał tego jego ojciec oraz wuj nestor (jeśli miał jakiekolwiek pojęcie o tym, co działo się tu na miejscu).

Stawianie pierwszych kroków w Świętym Mungu nie było łatwe. Przez całe swoje dotychczasowe życie uczył się sztuki uzdrawiania i powiązanych z nią dziedzin – wiedział, że wiedza ta stanowiła niezaprzeczalny i niepodważalny atut w jego rękach – a do pierwszych szpitalnych obowiązków podchodził z takim samym zapałem jak do prac w lecznicach Kairu. Tym większym, im więcej swobody zyskiwał w miarę upływających tygodni stażu i zdobywania renomy, na którą ciężko pracował. Od świtu do wieczora przemierzał korytarze szpitala. Dnia zdawały się zlewać w jedno, gdy nie pełnił żadnych innych obowiązków, jedynie od czasu do czasu pojawiając się na ważniejszych spotkaniach i uroczystościach w towarzyskiej elicie. Z nimi nie mógł konfrontować tajników brytyjskiego uzdrawiania z wiedzą nabytą w Egipcie, a czując się pewnie w tej dziedzinie i mając rękę do roślin, traktował samego siebie jako poważnego kandydata do specjalności zatruć eliksiralnych i roślinnych. Ambitnie podchodził do powierzanych mu zadań związanych z przygotowywaniem procesu leczenia. Prowadził skrupulatne notatki na tematy ściśle związane z metodyką uzdrawiania, a zmieniające się daty na rogach stron uzmysławiały mu, że mijały kolejne lata przyczyniające się do zapuszczenia korzeni w Anglii. Przypieczętowaniem tego było objęcie posady uzdrowiciela na oddziale zatruć w Świętym Mungu; poważny sukces, którym nie mógł żyć, wiedząc, że spoczywanie na laurach nie było niczym dobrym. Wciąż czekały na niego nowe wyzwania mimo upłynięcia sześciu długich i intensywnych lat, będących jednocześnie silną rozłąką z rodziną, co do której był przekonany, że nie tęsknił za nią, aż do momentu, w którym nie dotarła do Zachary'ego wieść o zaginięciu najstarszego z braci. Doznał ciosu, którego się nie spodziewał. To, jak się po nim otrząsnął, trwało długo i splotło się z pojawieniem się anomalii i dodatkowego zagrożenia ze strony mugoli korzystających z magii, o której nie mieli najmniejszego pojęcia. Ostrożność w działaniu dawała znacznie więcej czasu na długie, poważne przemyślenia i rozważania. Widmo niepokojących zdarzeń prowadziło do zmiany części nawyków i spędzania większej ilości czasu na Wyspie, w otoczeniu krewnych, którzy mieli lepsze obycie w wydarzeniach dziejących się za kurtyną oficjalnych obwieszczeń płynących z każdej strony. Znajdowanie się na uboczu było wygodne i łatwe, lecz zdawał sobie sprawę, że nie dało się pozostać neutralnym w tym wszystkim. Nawet oni, Shafiqowie, musieli w końcu zająć jakieś stanowisko.



Mów mi Zachary. Mojego prawdziwego imienia nie powtórzysz.




Patronus: Zachary nie wyczarowuje patronusa.


Statystyki i biegłości
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 25 +1 (różdżka)
Uroki:15 +2 (różdżka)
Czarna magia: 5 Brak
Leczenie:45 +2 (różdżka)
Transmutacja: 0 Brak
Alchemia: 8 Brak
Sprawność: 5 Brak
Zwinność: 5 Brak
JęzykWartośćWydane punkty
Język ojczysty: arabski II0
Język narodowy: angielskiII2
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
AnatomiaII10
AstronomiaII10
GeomancjaI2
Historia magiiI2
ONMSII10
PerswazjaI2
SpostrzegawczośćI2
ZielarstwoIII25
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
Odporność magicznaI5 (+34,5)
Savoir-vivreII0
Wytrzymałość psychicznaII10
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
Rycerze WalpurgiiII13
Rozpoznawalność (arystokrata)II0
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
Literatura (wiedza)I½
Muzyka (wiedza)I½
AktywnośćWartośćWydane punkty
JeździectwoI 0.5
Latanie na dywanieII7
PływanieI0.5
ŻeglarstwoII7
GenetykaWartośćWydane punkty
---
Reszta: 9,5

[bylobrzydkobedzieladnie]
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz Gry
Wiek : 99
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Myśl, cytat : Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony
Genetyka1 : Mugol
text
przedmioty
szata
amulet
profil
ekwipunek
Konta specjalne
Konta specjalne
https://mors-template-test.forumpolish.com/t23-move-test#182 https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815


Ostatnio zmieniony przez Morsmordre dnia Nie 27 Lut 2022, 10:16, w całości zmieniany 10 razy
Re: KP EDYTOR [odnośnik]Czw 27 Sty 2022, 20:23
Test
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz Gry
Wiek : 99
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Myśl, cytat : Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony
Genetyka1 : Mugol
text
przedmioty
szata
amulet
profil
ekwipunek
Konta specjalne
Konta specjalne
https://mors-template-test.forumpolish.com/t23-move-test#182 https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815
KP EDYTOR
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach