Wydarzenia


Ekipa forum
Login:

Hasło:


Karta Postaci
AutorWiadomość
Karta Postaci [odnośnik]Pią 18 Cze 2021, 18:36
First topic message reminder :


Edward Maverick Parkinson

Data urodzenia: 10 lutego 1927
Nazwisko matki: Rosier
Miejsce zamieszkania: Broadway Tower, Cotswolds Hills
Czystość krwi: czysta szlachetna
Status majątkowy: bogaty
Zawód: krawiec i projektant Domu Mody Parkinson
Wzrost: 185 cm
Waga: 78 kg
Kolor włosów: czarne, w jasnym świetle dostają refleksów
Kolor oczu: niebieskie
Znaki szczególne: leworęczny, zawsze elegancki i dobrany do okazji ubiór, błysk w oku; w roztargnieniu jego dłonie noszą ślady barwników oraz węgla; charakterystyczny błysk w oku i najbardziej czarujący uśmiech, gdy spotka kogoś godnego uwagi


Jego narodziny były oczekiwane i upragnione. Przyszedł na świat początkiem lutego jako pierworodny syn, kilkanaście minut po godzinie szóstej rano otrzymując imiona Edward Maverick po dziadku i ojcu. Tym samym postawiono wobec niego wielkie nadzieje, oczekiwania, nie wyobrażając sobie, iż cokolwiek mogłoby pójść nie tak. Nic się nie zmieniło nawet wtedy, gdy na świat przyszła Isadora, a później dwoje braci i jeszcze jedna siostra. Ciężar dziedzica w całości spoczywał na barkach Edwarda.
Jako dziecko, raczej zdrowe, już od najmłodszych lat uczony był właściwego zachowania i obycia w towarzystwie. Naznaczonym piętnem pierworodnego musiał spełniać wszystkie wymogi, nie mając w zasadzie wolnego czasu. Każda godzina dnia została starannie zaplanowana przez lorda Parkinsona oraz opiekunów spełniających każdy rozkaz. Pomyłka czy jakikolwiek błąd były wykluczone, co w konsekwencji objawiło się dzieckiem kapryśnym i próżnym, które pragnęło uwagi innych oraz spełniania wszelkich zachcianek. Gdy potrafił składać samodzielnie słowa, już wtedy starał się dobierać je tak, jak tego od niego oczekiwano. Guwernanci oraz opiekuni pilnowali, aby wszystko przebiegało zgodnie z wytycznymi lorda Parkinsona. Tym sam stało się to w pewnym momencie powodem coraz większych kaprysów, którym nikt nie ulegał – Edward krzyczał, a w takt dziecięcych wrzasków drżała zastawa stołowo, kieliszki oraz lustra. Te ostatnie, błyszczące tafle rozwiały wątpliwości, iż talent magiczny u chłopca nie istniał. W przypływie złości, gdy mały dziedzic już nad sobą panował, wyzwalał emocje w postaci pękających szkieł, upłynniających się odbić, pochłaniających tych, którzy stali za blisko.



List z Hogwartu przyszedł do Broadway Tower zgodnie z oczekiwaniami, a Edward nie był ani trochę zaskoczony tym. W międzyczasie wyrósł na urodziwego chłopca świadomego tego, kim był, co potrafił, jak wiele potrafił zdziałać właściwymi słowami oraz osobistym urokiem. Jednocześnie zderzył się z nieco inną rzeczywistością, przez całe dotychczasowe życie będąc młodziutkim lordem schowanym za szklaną taflą złudzeń. Pierwszy widok Hogwartu, choć zachwycający, nie był przepełniony ekscytacją ani oczekiwaniami. Doskonale wiedział, co na niego czekało w murach zamku. Starsi kuzyni, nawet ojciec, opowiedzieli mu wszystko. Odarty ze złudzeń zasiadł na niewygodnym stołku zaledwie na kilka sekund. Tiara przydziału ledwie dotknęła czubka głowy, by wykrzyczeć dumę Slytherinu. Nie mogło być inaczej. Tak jak inni synowie i córki lordów podtrzymujących szlacheckie tradycje oraz idee Salazara Slytherina. Pierwsze tygodnie, miesiące spędzał głównie w ich towarzystwie, wszak wiedział, w jaki sposób należało obchodzić się z jemu podobnymi. Nieustannie ćwiczył słowo oraz gest, by wywrzeć na nich swój wpływ. Nie miał jednak celu im przewodzić, jak zapewne życzyłby sobie tego ojciec. Rozsądnym było ostrożne rozeznanie się w uczniach, z którymi miał przebywać przez kolejnych siedem lat.
Starał się być dobrym uczniem i spełnić wszystkie oczekiwania ojca. Jednakowo przykładał się do wszystkich przedmiotów. Poznawał uroki, zaklęcia, lecz szczególnie upodobał sobie sztukę transmutacji. To w niej szło mu najlepiej i zdawał sobie sprawę, że jednym przedmiotem nie był w stanie uspokoić złości ojca. Dopiero w późniejszych latach odnalazł w sobie także pasje do zwierząt oraz zielarstwa, choć te powstały głównie przez wzgląd na dumę Parkinsonów zdobiącą Londyn. Dom Mody, otwarty w 1940 roku, stał się głównym tematem oraz inwestycją, w którą wchodzili ci, którzy pragnęli coś osiągnąć. W trakcie wakacji Edward zapragnął poznać to miejsce, a dzięki uprzejmości krewnych także je zwiedzić. Poznał krawców, projektantów, zarządzających przedsięwzięciem, z trudem ubłagał ojca, chcąc stać się częścią nowego dziedzictwa.
Jeszcze w trakcie nauki w Hogwarcie spędzał sporo czasu w bibliotece. Na własną rękę poszukiwał wiedzy o tkaninach oraz ich pochodzeniu. Samodzielnie uczył się malować własne wyobrażenia strojów, boleśnie przekonawszy, iż bez odpowiedniego nauczyciela nie mógł osiągnąć zbyt wiele. Urzeczywistnienie wizji wykreowanych przez młody, chłonny umysł wymagało wsparcia kogoś, kto potrafił pokierować Edwarda na właściwe tory. Okazji było ku temu niewiele nawet, gdy każdą przerwę od szkoły poświęcał na doskonale elokwencji, aby jak najmniejszym wysiłkiem nakłonić innych do spełniania jego zachcianek. Przychodziło mu to z trudem, kiedy uświadamiał sobie te wysiłki owijania innych wokół palca – mimo to praktykował dalej, ćwiczył swój rodzinny talent. Mnóstwo czasu poświęcał dla własnej satysfakcji, pośród kolegów i koleżanek z roku uchodząc za próżnego i małostkowego, lecz widział w tym cel do osiągnięcia pragnienia, spełnienia rodzących się w nim, czasami egoistycznych, potrzeb.
Będąc lordem, pierworodnym synem, w szkolnej społeczności znajdował się na dość uprzywilejowanej pozycji; podobnie jak inni. W przeciwieństwie do nich, nie zamierzał już na tym etapie poszukiwać towarzystwa innego niż tymczasowego. Czas poświęcony na naukę projektowania strojów na papierze i pergaminie wprawdzie owocny, był niewystarczający. Potrzebował żywego ciała, które mógł namalować, narysować, a do tego znacznie łatwiej było nakłonić dziewczęta. Nie miał skrupułów, wykorzystując je w ten sposób, lecz w perspektywie czasu okazały się monotonne dla wizji snutych nocami. Nie mógł jednak rysować swoich kolegów. Wpływanie na nich było naprawdę trudne, nie niemożliwe. Wtedy dopadały go frustracje, nerwy, z którymi nie radził sobie dobrze. Pod długimi rękawami koszuli, swetrów ukrywał zaczerwienienia, gdy w emocjach drapał się nieco przydługimi paznokciami. Zimna woda przestała działać, a skłonności do wyładowywania frustracji na sobie nie przynosiły ulgi; wtedy znikał na całe godziny w bibliotece, ponownie brnąc przez te same księgi o roślinach i zwierzętach. Świadomie nachodził nauczycieli. Celowo, w dużej mierze przez wzgląd na ambicje i chęć dobrych ocen, manipulował. Zgoda na dostęp do działu zakazanego przyniosła mu zupełnie nowe spojrzenia na zakazaną magię, o którą i tak było trudno, lecz to tam zetknął się ze starymi zapisami teoretycznymi, a przede wszystkim tym, o czym nikt w Domu Mody mu nie wspomniał. Zaklęte szaty stały się nowym celem, do którego dążył.
Kończąc Hogwart, czuł się spełniony. Starał się pozyskać wiedzę, która go napędzała w marzeniu o zajęciu sporego kawałka ubraniowego dziedzictwa Parkinsonów oraz zaklinaniu tkanin. Skrawek poznanych możliwości otworzył mu oczy, szczególnie wtedy, gdy powrócił w mury Broadway Tower, zaszył we własnych komnatach w otoczeniu rysunków oraz tkanin, w odrobinie samotności mogąc zgłębiać sztukę magicznych szat.


Debiut na Sabacie był formalnością. Samotność w posiadłości Parkinsonów trwała krótko, bowiem Edwarda ciągnęło do ludzi, do poszukiwania w nich inspiracji oraz materiału, na którym mógł pracować. Choć głównie otaczał się szlachetnym towarzystwem, to o adekwatną prezencję dbał jeszcze bardziej aż do przesady. Narzucona w dzieciństwie – a ćwiczona w szkole – elegancja, elokwencja oraz oczarowanie dawało możliwości zjednania sobie ku własnym celom. Nim oficjalnie został przedstawiony angielskiej socjecie podczas noworocznego sabatu, był na ustach innych niemal zawsze, przyjmując podjęte kroki z satysfakcją. Znalezienie samego siebie na okładkach Czarownicy nie było niczym dziwnym, przyznanie tytułu najbardziej czarującego uśmiechu tym bardziej. Każdego dnia pojawiał się w Londynie, kiedy po długich staraniach zyskał przychylność ojca i zasilił szeregi Domu Mody. Pod okiem kreatorów aktualnych trendów kształcił własny smak. Projektował, dobierał samodzielnie tkaniny, wybierał modeli i modelki, na których dokonywał istotnych pomiarów. Szył. Choć mógł wykorzystać do tego innych, jego prawdziwym pragnieniem stało się kreowanie nie tylko na papierze, ale przy użyciu własnych rąk. Mimo to nie zamierzał zniżać się do poziomu szarego pracownika. Wszelkie projekty, które miały być puszczone do masowej produkcji nie były tak skrupulatne jak te czynione na zamówienie, na specjalne życzenie. Dnie spędzone w pracowniach przeistaczały się w noce, tygodnie i miesiące. Tworząc rzeczywistość nierzadko korzystał z talentu do transmutacji. Dzięki kilku zaklęciom był w stanie dokonać drobnych zmian nadających każdemu jednemu projektowi unikalności. I to głównie w prywatnych kreacjach kusił się na zaklinanie ich, wyciąganie magicznych właściwości futer oraz skór. Sporo czasu poświęcał praktycznej nauce tego, jak należało to czynić, mając w pamięci, że numerologiczna wiedza wyniesiona z Hogwartu w pewnym momencie mogła stać się niewystarczająca.
Wyjazd do Francji, do Paryża w pierwszej kolejność, był owocem ponad roku starań nie tylko jako członek Domu Mody, ale i pielęgnowania właściwych relacji z czarodziejami i czarownicami, którzy pozwalali mu zerknąć poza rodzinny kraj. Kolejna przeprawa z ojcem, aby dziedzic opuścił kraj i udał się w kształcącą podróż, była już łatwiejsza, choć finalnie okazała się dość ckliwa. Wyjazd psuł nieco plany o wydaniu pierworodnego Edwarda za godną damę, lecz naukom w schedzie mody nie mogło być końca, gdy w młodym arystokracie tkwił tego rodzaju potencjał. We francuskiej stolicy był nieco bardziej anonimowy; przez chwilę. Kilka tygodni spokoju i obracania się w zupełnie nowym towarzystwie sprzyjało odświeżeniu języka, ukazania się z nieco innej strony, a przede wszystkim poznaniu miejscowych projektantów, dostawców tkanin, skór, futer, barwników oraz pozostałych elementów, które nie zawsze potrafił nazwać w otulinie papierosowego dymu i woni alkoholu. Te dwa zapachy przebijał tylko węgiel oraz atrament w studiu zajmowanym na ostatnim piętrze jednej z kamienic, stając się bezpiecznym przyczółkiem, w którym chował się przed namolną prasą. Nie sądził, że śmiałe projekty przysporzą mu nieco więcej sławy w szerszym gronie. Tym samym wymagało to od niego uważniejszego zacierania śladów, przykładania się także do innych gałęzi magii, gdy do tymczasowego mieszkania zapraszał młode kobiety, młodych mężczyzn, aby mu pozwoli, ubierał ich w drogie tkaniny, rozbierał. Gesty te, mające wyraźny podtekst były dla Edwarda częścią pracy. Nie bał się dotykać innych. Z premedytacją naruszał przestrzeń swoich muz, dokonując przymiarek czy zdejmując miarę. Nie było w nim wstydu, jeśli chodziło o tę część życia, choć ze wszystkich sił starał się pozostać nieco ekscentrycznym krawcem i projektantem, który czasami zapominał się w tym, co robił.
Przebywając we Francji, kontakt z rodziną, rodzeństwem utrzymywał ledwie listowny. Przegapił zaręczyny siostry, w ramach przeprosin wysyłając jej własnoręcznie uszytą apaszkę. W swoim dość wolnym życiu z dala od protekcji ojca (a tak przynajmniej uważał) obracał się w towarzystwie przeróżnym, różnorodnym na tyle, by ponownie zetknąć się z zakazaną magią. Dzięki niej poszerzył także swoją wiedzę w zakresie numerologii, odnajdując większe zrozumienie dla skomplikowanego procesu, w jakim powstawały czarodziejskie szaty. Twórcze napady przerywały chwile tęsknoty za domem, za Isadorą, braćmi, ojcem oraz matką – upadki próżności leczył w alkoholu, przy barze, niekiedy w eleganckiej loży opery, teatru mając za towarzystwo używki oraz stosowne towarzystwo. Po każdym takim razie powracał do życia ze zdwojoną siłą. Odnajdywał w sobie energię. Z powrotem stawał się próżnym lordem manipulującym ludźmi dla własnych korzyści, nieustannie dążąc do osiągnięcia doskonałości w szyciu szat oraz ich projektowaniu. Amok kreacji sprawiał, że nie jadał dobrze, niekiedy wcale, lecz dzięki przyjaciołom, którzy zabierali go także w inne regiony Francji, dotrwał do końca swojej paryskiej przygody. Ta została zwieńczona ślubnym zaproszeniem otrzymanym pod koniec 1949 roku. Świadomość, że tak droga mu siostra, której nie poświęcał tak wiele czasu, miała stać się częścią sprawiła, iż w pierwszym odruchu odrzucił chęć brania udziału w uroczystości. Dopiero stanowcze ponaglenia ze strony ojca, groźby ubrane w piękne słowa sprawiły, że pojawił się w Anglii tak, jak sobie tego życzono. Elegancki, czarujący, szarmancki brat panny młodej, który wziął kilka intensywnych lekcji tańca. Wbrew towarzyszącym Edwardowi myślom, zrobił wszystko, aby dzień ten był najszczęśliwszym w życiu Isadory.
Kilka dni po uroczystościach wrócił do paryskiego studia i ruszył w dalszą podróż. Za cel obrał słoneczną Italię, gdzie ponownie oddał się twórczym pasjom, zdobywając przy tym nieco praktyki w kolejnym języku. Kilka tygodniu wycieczki przerodziło się w niemal rok nowych doświadczeń, które w dużej mierze przyczyniły się do powstania pierwszej samodzielnej i kompletnej kolekcji. Ze zgromadzonym portfolio prac pożegnał się z Włochami, z Francją, gdzie czekały na niego kolejne listy od ojca oraz rodzeństwa. Postanowił wrócić na stałe do Anglii, do Domu Mody Parkinsonów, co nie było aż tak proste. Wiosenna kolekcja została przygotowana, a Edward nie był na tyle ważny w hierarchii krewnych, aby jednym słowem wcielić własne pomysły w życie. Nie sprawiło to jednak, że z celu zrezygnował. Miał cały rok na przygotowanie się z pracami oraz szatami, co właściwie było formalnością. Roztoczenie uroku nad pozostałymi, nakłonienie ich do wcielenia w życiu całej kolekcji zajęło większość tego czasu. Drobne gesty, wyważone spojrzenia, znaczące uśmiechy – wszystko po to, żeby zjednać sobie każdego, z kim miał szansę to zrobić, bądź nakłonić do wzięcia pod uwagę tego, co tak skrupulatnie wykreował. Miesiące spędzone na wprowadzaniu poprawek okazały się wyjątkowo ciężkie i trudne, lecz wiosna kolejnego roku w Domu Mody obfitowała w kolekcję przygotowaną przez Edwarda. Z dumą spoglądał na szaty prezentowane na wybiegu, na wieszakach, wreszcie na ciałach tych, których było na to stać, a które nie raz i nie dwa oglądał z bliska.


Praca w Domu Mody trwała. Edward nabierał niezbędnego doświadczenia. Nieustannie tworzył i kreował. Projektował pojedyncze elementy, niekiedy całe kolekcje, wiodąc niemal sielankę. Pod czujnym okiem ojca przejmował część jego obowiązków – powoli zarządzał tym, co mu zostawił, nie obiecując zbyt wiele. Nauka zarządzania przychodziła powoli, lecz z czasem obejmowała coraz większy zakres, poczynając od spotkań z dostawcami odpowiednich materiałów, przygotowywania zapotrzebowania na użytek danej kolekcji, a kończąc na sprawnym operowaniu setkami galeonów, by przyniosły jak największy zysk. Przy tym pozostawał nadal kawalerem, ku zgrozie rodziny wykorzystując swoją próżność dla przyjemności, nie umiejąc odnaleźć w innych tego, czego oczekiwał od niego ojciec. Niemniej starał się być dobrym, godnym synem, kochającym bratem nawet, jeśli wieczór kończył się butelkami Toujours Pur, tytoniem i głośnym towarzystwem pozwalającym Edwardowi zapomnieć się, odciąć od codzienności tylko po to, aby kolejnego dnia zacząć cały dzień od nowa.
Rutyna trwała, wszystko zdawało się być niezmienne, aż do 14 marca 1955 roku. Dzień, w którym Isadora zmarła, uderzył w Edwarda znacznie mocniej niż ktokolwiek mógł tego oczekiwać. Dostojną, lordowską maskę pełną próżnego samozadowolenia, kpiny ozdobiły łzy i prawdziwa rozpacz. Zdawał się przeżywać to znacznie mocniej aniżeli jej mąż, jego bracia czy ojciec. Nie potrafił samodzielnie podjąć decyzji innej niż ucieczka. Kilka dni po pogrzebie spakował jedynie najpotrzebniejsze rzeczy i sprzeciwił się woli rodziny. Nie informując nikogo ponownie zjawił się w Paryżu, zaszył w wynajętej pracowni na poddaszu. Nie tworzył. Egzystował dzień za dniem, mało jadł, głównie uzupełniał butelki z alkoholem, z każdym minionym tygodniem staczając się nieco niżej, odwiedzając coraz gorsze meliny i speluny. Mimo bycia rozpoznawanym, w pewien sposób popularnym, ten krótki okres czasu nie dbał o to, co działo się w kraju ani w jakim kierunku to zmierzało. Przebywał w towarzystwie kobiet i mężczyzn, z którymi nie powinien się zadawać. Zapraszał ich do pracowni, nie rysując, nie projektując, a tworząc oryginalne kreacje na żywym organizmie. Kiedy zrozumiał, że sięgnął dna i zawiódł wszystkich? Gdy nie przyszedł żaden list od nikogo, gdy nikt się nim nie zainteresował. Sam, bez jakiejkolwiek informacji od innych, poczuł, że zrobił źle, w porywie emocji porzucając wszystko. Wrócił na Święta, nie przypominając tego, kim był wcześniej; ani z wyglądu, ani z nastawienia. Kilka pierwszych dni spędził z dala od członków rodziny. Nie chciał, by widzieli go, kiedy nie był w formie. Wciąż był Parkinsonem, dzięki łasce ojca zapewne, i musiał prezentować się doskonale bez względu na okazję. Nim jednak znów zawitał do angielskiej społeczności oficjalnie, ojciec nachodził go i nie groźbami czy urokiem, a słowami. Edward pierwszy raz spotkał się z takim zachowaniem rodziciela. Sam mógłby i zapewne powinien takowym być. Zamiast tego dowiedział, że ponownie zajmie miejsce pośród Parkinsonów w Domu Mody i przygotuje najbliższą kolekcję. Wkroczy w towarzystwo lordów i lady tak, jakby nic się nie zmieniło, jakby nigdy nie zniknął z życia na prawie cały rok. Posłucha tego, co mieli do powiedzenia, będzie dziedzicem, jakiego ojciec potrzebował: zaangażowanego w sprawy kraju i jego potrzeby. Czy mógł sprzeciwić się? Nawet nie chciał.
Ponownie zjawiał się tam, gdzie oczekiwano jego obecności. Chodził na mecze Quidditcha, do restauracji, teatru i opery. Pracował jako krawiec i projektant, przygotowywał kreacje zwykłe, dostępne w sprzedaży. Manipulował innych tym, jak wyglądał i co reprezentował. Stawiał prezencję ponad słowa, wiedząc dobrze, że ledwie kilka gestów wystarczało, by to ktoś inny zaproponował to, czego oczekiwał. Jednocześnie przy tym słuchał zgodnie z prośbą ojca. Nie starał się wywierać presji i wpływów jednoznacznie – w zamierzeniu wszystko miało dziać się za kuluarem zupełnie innych, pozornie niemających nic wspólnego wydarzeń. Raz jeszcze doceniał to, od czego uciekł, szczególnie podczas konnych przejażdżek po największej puszczy należącej do rodziny, tańców przy okazji balów i przyjęć. Gra subtelnych gestów, powłóczystych spojrzeń, nikłych dotyków, palców ścierający oszronioną szklaneczkę whisky toczyła się nieustannie. O każdej porze, każdego dnia jego świat rozpadał się, a widmo wojny docierało na salony. W pierwszej chwili nie chciał angażować się w konflikt zbyt mocno, lecz tak naprawdę nigdy nie miał w tej kwestii większego wyboru. Podążał utartą przez stulecia ścieżką pierworodnych, niekiedy z niej zbaczając, lecz niezmiennie zmierzając ku dochowaniu rodowych tradycji. Poparcie przez rodzinę Cronusa Malfoya na Ministra Magii oraz lorda Voldemorta przyjął ze spokojem. Sprzymierzenie tradycyjnej większości wobec odrzucającej schedę czystości krwi grupy zdrajców krwi. Nie miał złudzeń, że był to zaledwie pierwszy krok do rozpętania wojny. A Edward miał odegrać w tym większą rolę niż się spodziewał, w końcu potrafił coś więcej prócz bycia ładnym obrazkiem.



Patronus: Nie potrafi wyczarować Patronusa.



Statystyki i biegłości
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 5 Brak
Uroki: 0 Brak
Czarna magia: 10 Brak
Magia lecznicza: 0 Brak
Transmutacja: 15 +5 (różdżka)
Eliksiry: 0 Brak
Sprawność: 3 Brak
Zwinność: 7 Brak
JęzykWartośćWydane punkty
Język ojczysty: angielski II0
Dodatkowy język: francuskiII2
Dodatkowy język: włoskiI1
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
Historia magiiI2
KokieteriaII10
NumerologiaII10
ONMSI2
PerswazjaII10
SpostrzegawczośćI2
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
EkonomiaI2
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
Rozpoznawalność I0
Brak -0
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
Malarstwo (wiedza)I½
Malarstwo (tworzenie)II7
KrawiectwoIII25
AktywnośćWartośćWydane punkty
Lot na miotleI½
Taniec balowyI½
JeździectwoI½
GenetykaWartośćWydane punkty
Brak-0
Reszta: 10
Wzmocnienia
[Ukryte]


done
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz Gry
Wiek : 99
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Myśl, cytat : Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony
Genetyka1 : Mugol
text
przedmioty
szata
amulet
profil
ekwipunek
Konta specjalne
Konta specjalne
https://mors-template-test.forumpolish.com/t23-move-test#182 https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815


Ostatnio zmieniony przez Morsmordre dnia Sob 08 Sty 2022, 12:48, w całości zmieniany 4 razy

Re: Karta Postaci [odnośnik]Pią 16 Lip 2021, 00:19
RozgrywkaDawniej
KIEDY? | KTO? | GDZIE?
OPIS

Nazwa miesiąca
KIEDY? | KTO? | GDZIE?
OPIS

KIEDY? | KTO? | GDZIE?
OPIS

KIEDY? | KTO? | GDZIE?
OPIS


Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz Gry
Wiek : 99
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Myśl, cytat : Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony
Genetyka1 : Mugol
text
przedmioty
szata
amulet
profil
ekwipunek
Konta specjalne
Konta specjalne
https://mors-template-test.forumpolish.com/t23-move-test#182 https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815
Re: Karta Postaci [odnośnik]Pią 16 Lip 2021, 01:59
Kwiecień|Powrót do Anglii
Kto kontroluje przeszłość, ten ma władzę nad przyszłością.

2 IV 56' |Lucinda Selwyn|Jaskinia na wzgórzach
Historia lubi zataczać koło, szczególnie wtedy, gdy jedna osoba usilnie stara się ów bieg wydarzeń powstrzymać. Mapa stała się początkiem drogi przez mękę.

5 IV 56' |Marianna Goshawk|Zaniedbany dziedziniec
Osób nie zapamiętuje się przez wzgląd na twarz, ale osobowość. Magia lecznicza zawsze była cenniejsza niż złoto.

08 IV 56’ |Mia Mulciber|Uliczki Nokturnu
Gra z widmem.

16 IV 56’ |Ariadna Roots|Alejka nad brzegiem rzeki
Trucizna koi wszelkie dolegliwości.

19 IV 56’|Lucinda Selwyn |Jezioro
Gdzie diabeł nie może tam babę pośle.

20 IV 56’|Ramsey Mulciber|Kuchnia -> Cmentarz
Żaru w sercu nie budzi miłość, a cruciatus.

21 IV 56’|Giovanna Borgia|Bar Restauracja „Wenus”
Są sytuacje, w których peleryna niewidka zdałaby się na nic - ta była jedną z nich.

22 IV 56’|Samuel Skamander|Pub „Ostatnia Stacja”
Wróg wroga jest przyjacielem.

23 IV 56’|Lucinda Selwyn|Salon
Jeśli prawdy poszukujesz w ognistej, nie możesz skończyć na jednej szklance.

27 IV 56’|Salome Despiau|Wnętrze sklepu
Ile warta jest wiedza, której nie pojmuję?

30 IV 56’|Milburga Dolohov|Dziurawy Kocioł
Każdy lubi kolor zielony - szczególnie jeśli można go spalić.

29 IV 56’|Solene Baudelaire|Lavender Hill 100
Pusta butelka jest warta tyle ile książka bez przesłania.




done
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz Gry
Wiek : 99
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Myśl, cytat : Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony
Genetyka1 : Mugol
text
przedmioty
szata
amulet
profil
ekwipunek
Konta specjalne
Konta specjalne
https://mors-template-test.forumpolish.com/t23-move-test#182 https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815


Ostatnio zmieniony przez Morsmordre dnia Pią 16 Lip 2021, 21:49, w całości zmieniany 1 raz
Re: Karta Postaci [odnośnik]Pią 16 Lip 2021, 21:08

25 listopada 1955| Rycerze Walpurgii | Leśne mokradła
A cóż to jest za baj­ka? Wszys­tko to być może! Praw­da, jed­nakże ja to między baj­ki włożę.  
Zakończone



[bylobrzydkobedzieladnie]
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz Gry
Wiek : 99
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Myśl, cytat : Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony
Genetyka1 : Mugol
text
przedmioty
szata
amulet
profil
ekwipunek
Konta specjalne
Konta specjalne
https://mors-template-test.forumpolish.com/t23-move-test#182 https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815
Re: Karta Postaci [odnośnik]Pią 16 Lip 2021, 21:56

19 grudnia 1957

O POCHODZENIU MAGII

Współczesna filozofia oczami starożytnych



Wszechświat jest wszystkim, co istnieje, co kiedykolwiek istniało i cokolwiek będzie istnieć. Nie zdajemy sobie z tego sprawy, stąpając po kruchym lodzie codzienności, lecz jest to siła, z którą nigdy nie wygramy, nieważne ile byśmy toczyli bitew i jak zażarcie próbowali stawiać jej czoła. Nie zatrzymamy czasu, nie zatrzymamy siebie, naszych dzieci, kolejnych pokoleń, które przyjdą następne - gdy zakończymy swoją egzystencję, zastąpi nas ktoś inny, tamtych kolejni i tak bez końca. I chociaż my przeminiemy, Wszechświat nie przeminie. Nawet jeśli będzie stał pusty, tak jak na początku Wszechrzeczy, gdzie nie istniał nawet czas, będzie w nim wszystko. I to wszystko będzie Wszechświatem. Pochylenie się więc nad istotą tego niepojętego przez nas wymiaru będzie zadaniem niełatwym i wymagającym nie tylko skupienia, lecz wiary i dobrej woli. Bez nich na nic zdadzą się nawet największe mądrości, najwspanialsze opowieści, najżarliwsze błagania. Potrzebujemy wierzyć, że słowa spisane na papierze nie są manipulacją lub przekłamaniem - dlatego też potrzebujemy słów nauki. Tłumaczenia mającego sens dla każdego, kto otworzy pierwsze strony. Na tym polega nauka. Poprzez nią rozszerzamy wszak swoją wiedzę o świecie, eksploracja rozszerza się, a wraz z nią nasze pojęcia i zrozumienie rzeczywistości. I chociaż tak wielu z nas szuka odpowiedzi w przyszłości, wypatrując znaków mających uspokoić i potwierdzić naszą wizję, to nie do niej należy się odwołać, by zrozumieć stadia aktualnej prawdy. I chociaż wizja kosmosu i możliwości, które się w nim kryją, stały się dla naszych przodków i dla nas zafałszowanym obrazem w rękach astrologicznych domniemań, to nie przyszłości należy się w nim dopatrywać. Podczas gdy astrologowie próbują odczytać los, który jeszcze nie nadszedł na niebie ukazującym coś, co już było, astronomia idzie naprzód. Bada i stawia fakty ponad przypuszczenia, nie bojąc się cofnąć do granic i początków świata, który znamy na co dzień. Poznaje galaktyki, słońca i światy, przemierza przestrzeń na falach grawitacyjnych czasoprzestrzeni, spotyka istoty żyjące w ogniu i lodzie, bada planety i gwiazdy, które nigdy nie umierają, odkrywa materie małe jak ziarno grochu, a jednak tak masywne jak Słońce, widzi wszechświaty mniejsze od atomów. A w tym wszystkim znajdujemy się my. Kosmos to także opowieść o nas. To historia o tym, jak wędrowne bandy zagubionych podróżników trafiły na niebieski glob i poruszyły w nim coś, co dziś nazywamy magią.


Aby jednak odbyć tę podróż, potrzebujemy wyobraźni. Ale sama wyobraźnia nie wystarczy, ponieważ rzeczywistość natury jest o wiele wspanialsza niż cokolwiek, co możemy sobie wyobrazić. Wszystko to nigdy nie byłoby jednak dostępne, gdyby nie całe pokolenia poszukujących prawdy w przyrodzie czarodziejów i czarownic. Trzymanie się przez nich podstawowych reguł numerologii, astronomii, historii magii, starożytnych run, anatomii zapewniło nie tylko im samym, lecz również i nam - naukowcom pracującym całe tysiąclecia później - międzyczasową komunikację, uczenie się i rozwijanie. Posiadając wiedzę zdobytą przez starożytnych, byłem w stanie testować pomysły, poddawać je eksperymentom, obserwować wyniki, rozwijać urwane myśli, odrzucać te, które zawodziły, podążać za dowodami, gdziekolwiek prowadziły i - co najważniejsze - kwestionować wszystko, co tylko byłem w stanie poddawać wątpliwości. Wystarczy przyjąć te warunki, a kosmos będzie twój. W tej książce uwolnionej od kajdan czasu i przestrzeni przeszłość i przyszłość będą stanowiły nierozerwalną jedność, wpływającą i współzależną. W wymiarze czasu przeszłość leży przed nami.

fragment wstępu książki O pochodzeniu magii


Stojąc u granic

Gdy w listopadzie dwudziestego drugiego roku profesor historii magii Howard Carter wraz ze swoim mugolskim towarzyszem Georgem Carnarvoną odkryli niesplądrowany wówczas egipski grobowiec, nie wiedzieli, z czym mieli do czynienia. Towarzyszył im trzeci badacz, również czarodziej, światowej sławy łowca i specjalista meteorytów - J.R. Vane. Wśród wielu skarbów jeden konkretny przedmiot przykuł jego uwagę - sztylet, który trzymała znajdująca się w sarkofagu mumia. Niedotknięty zębem czasu zdawał się emanować jakąś wewnętrzną, niezidentyfikowaną energią. Vane zabrał więc ze sobą broń, zbadał ją i potwierdził, że ostrze było wykonane z meteorytu. Niestety reszta ekipy poszukiwawczej zmarła wkrótce po odkryciu grobu, a jedynym ocalałym okazał się nie nikt inny jak Vane.


Trzydzieści pięć lat po odkryciu grobowca Tutanchamona wnuk J.R. Vane'a odpowiada na pytanie dlaczego. Dlaczego jego dziadek przeżył podczas gdy inni nie zdołali uniknąć skutków antycznej klątwy? Sięgając po wiedzę starożytnych, profesor Jayden Vane cofa się do początków istnienia Wszechświata, by móc przedstawić nam istotę meteorytów, które - jak się okazuje - odegrały główną rolę w sprowadzeniu na Ziemię nie tylko życia, ale również magii samej w sobie! Oznaczałoby to zrewolucjonizowanie dotychczas przyjętych tez głoszących o tym, iż magia była, jest i będzie. Zaznajomionych z tematyką początków magii nie zdziwi niejasność i niepewność co do początkowych stadiów rozwoju tej nadprzyrodzonej siły, którą udało się spętać czarodziejom - chociaż korzystamy z niej na co dzień, narodziny magii stanowiły zawsze białą plamę w historii czarodziejów. Nikt nigdy nie podniósł jednak tematu pozaziemskiego jej pochodzenia. Zrobił to dopiero profesor Jayden Vane - dobrze znany ze Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie piastujący tam stanowisko nauczyciela astronomii, a także od niedawna również będący opiekunem domu Roweny Ravenclaw. W swej naukowej rozprawie nasyconej dowodami i przeplatanej opowieściami z przeszłości profesor Vane przybliża czytelnikowi proces własnych badań, dedukcji i analizy nie pozostawiając wątpliwości co do przekonania o istocie ów odkrycia. Swoją początkową teorię - którą nazwał teorią panmagiczną - oparł na wcześniejszych opracowaniach greckiego uczonego Anaksagorasa z Kladzomen żyjącego w V wieku przed naszą erą. Sam tytuł dzieła hogwarckiego profesora jest alegorią odnoszącą się właśnie do znanego jedynie we fragmentach dzieła ów starożytnego czarodzieja - O pochodzeniu magii jest więc nowożytną kontynuacją O przyrodzie.


W pierwszej części profesor Vane przedstawia tło historyczne i wyjaśnia, jak Anaksagoras odkrył cząstki budujące magię, wykazując ich istnienie w ciałach czarodziejów. Ów tajemniczy, magiczny pierwiastek nosi nazwę homoiomeria. Profesor Vane połączył własną specjalizację z dokonaniami dawnego uczonego, odkrywając istnienie homoiomerii w zdobytych przez siebie meteorytach. Już to mogłoby się wydawać sporym przełomem samym w sobie, lecz zebrane podczas sierpniowego opadu Perseidy (rój meteorytów) okazały kryć inne, szokujące treści. Zbadane przez samego profesora jak i później przez pozostałych członków Brytyjskiego Królewskiego Towarzystwa Astronomicznego meteoryty okazały się liczyć trzynaście miliardów lat. Wcześniej najstarszy znaleziony odłamek miał zaledwie cztery i pół miliarda lat. Ziemia ma ich niewiele mniej. Wiek Wszechświata datuje się na niecałe czternaście miliardów lat. Biorąc pod uwagę fakt, że metody badawcze nie są tak zaawansowane przy tak ogromnych liczbach i przyjmując błąd statystyczny, można przypuszczać, iż meteoryty te mogą być równolatkami samego Wszechświata. Profesor Vane od razu otworzył dyskusję czy równocześnie oznacza to, iż magia zrodziła się wraz z początkami rzeczywistości? Lub powstała krótko po Wielkim Wybuchu? Była jego skutkiem czy może przyczyną? Lawina pytań nie zostaje jednak uśmierzona, a jedynie podsycona - nikt nie jest wszak w stanie ujawnić prawdy, lecz sama możliwość podobnego zjawiska na pewno wzbudzi niejeden głos biorący udział w konwersacji.


Druga część O pochodzeniu magii zawiera analizę trzech typów badań polegających na poddaniu roślin, zwierząt oraz ludzi promieniowaniu serc wydobytych z prastarych meteorytów. Biorąc po dwóch przedstawicieli każdej grupy - jeden musiał pochodzić ze świata niemagicznego (w przypadku człowieka był to charłak), drugi należał już do naszego świata - specjaliści na zlecenie profesora przeprowadzali obserwacje. Dokładny ich przebieg został umieszczony w książce; ich wyniki jednak okazały się kolejnym zaskoczeniem. Otóż u przedstawicieli magicznej flory, fauny oraz u czarodzieja stwierdzono gwałtowny wzrost magicznych zdolności. Żeby tego było mało - szokujące okazało się krótkotrwałe, niekontrolowane objawienie się magii w niemagicznej części eksperymentu! Napromieniowanie homoiomeriami zaprezentowało się na tyle skutecznie, iż pozwoliło na wykazanie cech związanych typowo z naszą codziennością! Po jakimś czasie ów stan wygasł, lecz to wystarczyło, by otworzyć kolejną rzeszę pytań tyczących się pierwotności czarodziejów, ekskluzywności magii oraz granic między naszym światem a światem wyzbytym z czarów.


Konkluzje

Dzieło O pochodzeniu magii nie jest jedynie żmudnym opisem kolejnych naukowych badań, lecz całą feerią nowych możliwości, teorii, odkryć, kontrowersyjnych i fascynujących zarazem tematów do dalszej dyskusji. Sam autor wprost mówi, iż książka jest zaproszeniem innych - nie tylko naukowców - do własnej próby rozszerzenia zawartych w niej treści. Każdy znajdzie w niej wszak coś dla siebie. W swej książce profesor Vane nie tylko opisuje własne odkrycie, lecz również dywaguje o znaczeniu nauki we współczesnym świecie oraz podkreśla znaczenie kosmosu w codziennym życiu. Pozycja obowiązkowa nie tylko dla pasjonatów astronomii, lecz również każdego kto ceni sobie holistyczne prawdy nauki oraz starożytną filozofię we współczesnym wydaniu.


Książka ukaże się 22 grudnia nakładem wydawnictwa Książnica Obskurus.


Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz Gry
Wiek : 99
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Myśl, cytat : Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony
Genetyka1 : Mugol
text
przedmioty
szata
amulet
profil
ekwipunek
Konta specjalne
Konta specjalne
https://mors-template-test.forumpolish.com/t23-move-test#182 https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815
Re: Karta Postaci [odnośnik]Pią 16 Lip 2021, 22:10

3.10.1957 r.

Anglia atakowana przez

niemagicznych


Trwają zamieszki na terenie całego kraju


Choć Londyn cieszy się już spokojem, przez pozostałe regiony kraju przetoczyła się fala straszliwych zamieszek. Mugole buntują się przeciwko przeprowadzonym przez Ministerstwo Magii reformom i pragną odebrać czarodziejom ich prymat. Tęskniąc za swoją dawną dominującą pozycją i niemal ogarnięci szaleństwem gotowi są zniszczyć wszystko, co napotkają na swojej drodze. Nasz specjalny wysłannik dotarł do mugolskich dzienników, których zdjęcia obrazujemy w niniejszym artykule. Szokujące rozpowszechniane przez niemagicznych informacje wracają do najmroczniejszych dziejów naszej historii - palenia czarownic.

Artykuły przestrzegają przed czarodziejami jako silniejszymi od mugoli, bardziej wytrzymałymi, a nade wszystko - posiadającymi magiczną moc, której ci pojąć nie potrafią. Przestrzegają, iż jedynym sposobem na pozbycie się czarodzieja może być odebranie mu różdżki, uwiązanie i podpalenie. Na słowach się jednak nie kończy, wczoraj dotarły do nas informacje o podobnym incydencie na terenach północnego Yorkshire. I choć zakończył się porażką - zaskoczona podczas snu czarownica została ocalona przez swojego hipogryfa - nie należy sądzić, że mugole odpuszczą. Są zdeterminowani, by odebrać nam to, co nasze. Magiczne. Na szczęście, przewaga sił Ministerstwa Magii, przewaga czarodziejskiej mocy, wydaje się niepowstrzymana.

Pamiętaj - mugol brak magicznych mocy niekiedy nadrabia zawziętością. Może być jazgotliwy i pobudzony. W obecnych czasach mugol może stanowić zagrożenie. Nie podróżuj samotnie. Trzymaj się z dala od mugolskich siedlisk. Jeśli napotkasz na takiego w miejscu, w którym mugola być nie powinno, natychmiast zawiadom odpowiednie służby. Jesteś odpowiedzialny za siebie i za innych, którzy mogą się znaleźć w potencjalnym zagrożeniu. Pocałunek dementora unieszkodliwi go bezboleśnie.


Świat - czysta krew coraz ważniejsza


Angielskie niepokoje niosą echo na całym świecie. Należy odnotować falę wzmożonej aktywności konserwatywnych polityków w Europie Zachodniej oraz Stanach Zjednoczonych. Głosy, jakoby status quo wypracowanych wiekami stosunków czarodziejsko-mugolskich zaczyna być podważany. Czarodzieje mają coraz większą odwagę przeciwstawiać się niemagicznej zachłanności.

Działania Ministerstwa Magii jako pierwsze pochwaliły Francja i Hiszpania oraz Egipt. Podczas gdy Francja wydaje się naturalnym sojusznikiem ściśle powiązanym z elitami kraju, tak bardziej zagadkowe wydaje się poparcie dwóch pozostałych krajów. Warto zauważyć, ze nad stosunkami z Hiszpanią przez ostatnie miesiące pracował poległy Alphard, syn lorda nestora Polluxa Blacka. Ocenia się, że jego działania odegrały niebagatelną rolę w przekonaniu hiszpańskiego rządu do idei czystości krwi oraz wielkości Lorda Voldemorta. Przemiany w Egipcie są powiązane z dojściem do władzy Thamira Shafiqa, ojcem przebywającego obecnie w Anglii Zachary'ego, identyfikowanego jako powiązanego z obozem Lorda Voldemorta.


Londyn oswobodzony - w pełni czarodziejski


Nieszczęścia zaczęły jednak omijać Londyn. Po długich walkach wreszcie można powiedzieć, że na ulicach zapanował spokój. Liczone są zniszczenia, trwają odbudowy, a z każdym dniem stolica wygląda coraz piękniej. Runęły dawne mugolskie pomniki, w ich miejsca wznoszone są nowe, symbolizujące przemiany, nowy początek, siłę magicznego świata. Symbolem tych przemian stały się biały lilie składane pod pomnikami tak ofiar, jak bohaterów.

Wielu czarodziejów zadaje sobie pytanie: co dalej, nasi korespondenci mieli okazję pomówić z kilkoma wysoko postawionymi urzędnikami Ministerstwa Magii. Jakiekolwiek ślady mugolskiej obecności mają zniknąć z miasta najpóźniej do końca miesiąca. Godzina policyjna nie zostanie w najbliższym czasie zdjęta, a poruszający się po mieście czarodzieje wciąż obowiązani będą legitymować się dokumentem poświadczającym rejestrację różdżki - ze względów bezpieczeństwa. Londyn ożywia się rozpoczynającym się sezonem towarzyskim, a pierwszą inicjatywą celebrującą wolność w Londynie ma być Zimowy Jarmark na Tamizie, który zostanie oficjalnie rozpoczęty wraz z początkiem grudnia i potrwa całą zimę. Urzędnicy zapewniają, że impreza na tym etapie będzie całkowicie bezpieczna.

Miasto zamierza również uporać się z pozostałym po wysiedlonych mugolach pustostanem. Wszystkie mieszkania, które okazały się opuszczone, a których pochodzenia aktu własności nie da się dojść, przechodzą na własność Ministerstwa Magii, a w przyszłości mają zostać przekazane weteranom walk. Przy dopełnianiu tych procedur wyszły na jaw niepokojące nieprawidłowości. Najprawdopodobniej zbiedzy z miasta sprzedawali swoje mieszkania po zaniżonych wartościach, świadomi, że akt własności lokali wcale im już nie przysługiwał. Oszukanych czarodziejów uspokajamy, takie działanie jest przejawem tzw. złej wiary, wobec której umowa staje się nieważna.

Bank Gringotta obiecał pomóc w windykacji niesłusznie wypłaconych należności bezpośrednio ze skrytek, a Ministerstwo Magii otworzyło Biuro Spraw Trudnych, które ma pomóc prawym obywatelom w zrozumieniu swoich praw. Darmowa pomoc prawna jest dostępna dla wszystkich obywateli legitymujących się zarejestrowaną różdżką, pod warunkiem, iż do pokolenia dziadków w rodzinie czarodzieja nie pojawiła się mugolska krew.



Straszliwa strata


Zawiadamiam, że w noc z 20 na 21 września, na dwa dni przed swoimi 29 urodzinami, bohaterską śmiercią zginął lord Alphard Regulus Black. Pozostając do końca wierny szlachetnym ideałom i pełniąc funkcję ministerialnego oficjela poległ w służbie czarodziejskiej społeczności w targanej atakami wywrotowców stolicy. Cały Ród Blacków pogrążył się w głębokim smutku.

Nestor Szlachetnego i Starożytnego Rodu Blacków
Lord Pollux Black

Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz Gry
Wiek : 99
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Myśl, cytat : Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony
Genetyka1 : Mugol
text
przedmioty
szata
amulet
profil
ekwipunek
Konta specjalne
Konta specjalne
https://mors-template-test.forumpolish.com/t23-move-test#182 https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815
Re: Karta Postaci [odnośnik]Sob 17 Lip 2021, 10:42


Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz Gry
Wiek : 99
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Myśl, cytat : Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony
Genetyka1 : Mugol
text
przedmioty
szata
amulet
profil
ekwipunek
Konta specjalne
Konta specjalne
https://mors-template-test.forumpolish.com/t23-move-test#182 https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815
Re: Karta Postaci [odnośnik]
Sponsored content
przedmioty
szata
amulet
profil
ekwipunek

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Karta Postaci
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach